Camiguin, wulkaniczna wyspa

Po tygodniu spędzonym na Siargao ruszyliśmy na kolejną wyspę Camiguin. Droga na pozornie nieodległą wyspę zajęłam nam cały dzień, ale za to dostarczyła mnóstwo pięknych widoków. Z rana dotarliśmy do miasteczka Dapa, z którym popłynęliśmy promem do Surigao. Cała podróż była zupełnie spontaniczna, ponieważ nie udało nam się znaleźć żadnego rozkładu autobusów, więc liczyliśmy na odrobinę szczęścia. Szczęście nam tutaj faktycznie dopisało, ponieważ akurat gdy dotarliśmy na dworzec odjeżdżał nasz autobus. Autobus przejechał 100 km w zaledwie 4 godziny i już byliśmy w Butuan, gdzie czekaliśmy na kolejny autobus. Kolejne 100 km i wiele godzin później dotarliśmy do małej portowej miejscowości Balingoan. Z racji tego, że była już 22:00, a ostatni prom na wyspę Camiguin był o 16:00 tego dnia, musieliśmy znaleźć nocleg w Balingoan. Po dotarciu do miejsca, gdzie planowaliśmy nasz nocleg, okazało się, że hotel zbankrutował i już nie istnieje od jakiegoś czasu. Ostatecznie udało nam się znaleźć pokój przy samym porcie, który był stworzony z myślą o takich podróżnikach jak my 🙂

Port Balingoan
Wyspa Camiguin

Następnego dnia rano, zaledwie 24 godziny później dotarliśmy na wyspę Camiguin. Od samego początku zauważyliśmy, że wyspa różni się od Siargao. Na wyspie znajduje się aktywny wulkan Hibok-Hibok o wysokości 1332 m n.p.m.. Tysiące drzew palmowych zostało zastąpionych bardziej różnorodną roślinnością.

Zaczeliśmy od śniadania w restauracji obok miejsca, gdzie spaliśmy. Oba miejsca znajdowały się wokół laguny. Następnie wypożyczyliśmy skuter i pojechaliśmy na małą wycieczkę. Pogoda od razu dopisywała znacznie bardziej niż na Siargao. Dotarliśmy na punkt widokowy, z którego było widać sąsiednią wysepkę Mantigue, którą planowaliśmy odwiedzić następnego dnia.

Mantigue jest małą, niezamieszkałą wyspą z rajskimi plażami, a przede wszystkim otoczona rafą koralową. Zaczeliśmy dzień od wypożyczenia sprzętu do nurkowania i po 15 minutach płynięcia łódką byliśmy już w raju. Byliśmy zaskoczeni jak mało ludzi tam było. Chociaż szybko zauważyliśmy, że Camiguin jest znacznie mniej turystyczna wyspą w porównaniu do Siargao. Od razu chwyciliśmy maski i płetwy i ruszyliśmy do wody. Zaledwie kilka metrów dalej ukazała nam się przepiękna rafa koralowa z niezliczoną ilością wielobarwnych morskich zwierząt.

Wyspa Mantigue

Po powrocie z wyspy jeszcze nam było mało, więc ruszyliśmy na południe wyspy gdzie było morskie sanktuarium z olbrzymimi małżami. Sanktuarium okazało się niestety tymczasowo zamknięte z powodu ochrony tego terenu. Za to nurkowaniu przy plaży obok wciąż było bardzo udane.

Laguna koło naszego hotelu

Niestety okazało się, że nie wszystko, co morskie nam służy. Obydwoje dostaliśmy zatrucia pokarmowego po zjedzeniu krewetek, co niestety zdarza się stosunkowo często w tej części świata. Na szczęście apteczka przygotowana przez mamę Gosi pomogła nam się pozbierać i następnego dnia powoli wracaliśmy już do formy. Udało nam się nawet odwiedzić piękny wodospad Tuasan i park Katunggan pełen Namorzyn rosnących przy morskim wybrzeżu.

Wodospad Tuasan
Park Katunggan

Następnego dnia wymeldowaliśmy się z naszego hotelu i pojechaliśmy do portu, aby popłynąć promem na kolejną wyspę. Na miejscu okazało się, że jest to jedyny prom kursujący w tym kierunku, ale niestety zepsuł się wczoraj i niewiadomo kiedy będzie naprawiony. W ten sposób zaczęliśmy kolejną wielogodzinna pełną przygód drogę.